Swego czasu całe dnie spędzałem z latawcem poza domem. Potem troszkę mi się ta potrzeba uspokoiła. Ale mówię tu o latach dziecięcych. Wróciło to jak bumerang na studiach. Mając inne możliwości i materiały można było poszaleć. Efektem zabawy były zgrzewane latawce saneczkowe latające nawet w bezwietrzne dni i latawce bez szkieletów. Pewnego razu uszyłem- to trochę dużo powiedziane- latawiec NASA 1,5 m2. To był dopiero szał. Jak to latało! Istna rewolucja. Latawiec daje się sterować, mocno ciągnie i aby nie było zbyt kolorowo bez przerwy się plącze. Po kilku wykonanych NASA i zmiane maszyny do szycia efekty były takie:
 |
Pierwsza moja NASA nad morzem. Latawiec 1,5 m2. |
 |
NASA 2,0 m2 |
 |
NASA 3,5m2 |
 |
NASA 4m2 |
 |
Istny potwór. NASA 6m2. Poleciała tylko raz. Strasznie ciągnie. Z tego względu projekt został porzucony. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz