czwartek, 9 grudnia 2010

Wymiana wlewu paliwa Fiat Seicento.

Pewnego pięknego ranka wsiadam do samochodu i widzę, że nie ma paliwa. Dziwne mi się to wydawało bo na pewno wieczorem dzień wcześniej było. Okazało się, że autko padło ofiarą paliwowego zorro. Swego czasu ktoś wymyślił sobie, że bardzo łatwo ukraść paliwo z Seicento przecinając wlew paliwa bo jest nieosłonięty i dochodzi do samego niemal dna zbiornika. Paliwo ucieka razem ze złodziejaszkiem. U mnie nie ukradł za dużo bo debil nie zauważył że to gazowiec. Paliwa wyciekło mu może na 20 zł ale szkód narobił na minimum 200 zł licząc same części. Okazuje się bowiem że nie można kupić samej rury wlewowej za kilka złotych a jedynie cały wlew z odpowietrzeniami itd. Ale ja (tylko nie małpować, nie ponoszę odpowiedzialności za czyjeś przypadki) wykonałem sam takową rurę z elastycznego wieloredukcyjnego podejścia do umywalki z HDPE. Dla pewności kawałek takiej rury moczy się w słoiku z benzyną żeby zauważyć ewentualny negatywny wpływ 95-tki na tworzywo.

Poniżej zdjęcia z naprawy:

Nadkole ze zdemontowanym wlewem.

Rura wieloredukcyjna z przyklejonym kawałkiem kielicha starej rury. Oba kawałki zostały posmarowane silikonem motoryzacyjnym i ściśnięte opaską zaciskową.

Wlew paliwa ze zdjętą rurą. To nieprawda że rura i wlew to monolit. (O tym ze to monolit mówią chórem wszyscy handlowcy.

Już zmontowane rura z wlewem.


Rura przykręcona do zbiornika paliwa.

Uwaga!! Jest to naprawa na własne ryzyko. Jeśli wystąpi przeskok iskry z naelektryzowanego tworzywa może dojść do zapalenia oparów benzyny. Ja wymieniłem całość na nową zaraz po zakupieniu oryginału. :)

Wymiana konserwacja podwozia Seicento

Przed nadejściem zimy w 2009/2010 postanowiłem zakonserwować podwozie w moim Sejku. Po podniesieniu autka i postawieniu go na bloczkach betonowych odkręciłem tylne koła, zdemontowałem przewody hamulcowe a następnie odkręciłem tylna belkę. Po zdemontowaniu wszystkiego co przeszkadzało zawiozłem belkę do piaskowania.

Podwozie samochodu po zdemontowaniu tylnej belki jesień 2009r. Butelka podłożona pod cieknący przewód hamulcowy.

Tylna belka po wypiaskowaniu już w trakcie malowania. Piaskowanie to chyba najlepsza metoda oczyszczania. Szczotki druciane i papier ścierny są beznadziejne w porównaniu z piaskowaniem i dużo droższe jeśli zależy nam na jakości wykonanej pracy.
 
Pomalowane tylne wahacze. Wszystko pomalowałem farbą czerwoną tlenkową. Na to nałożyłem BITEX.


Prace wykonane był na jesieni 2009 ale kontrola w 2010 przed zimą wykazała że obrana metoda zdała egzamin. :)

piątek, 8 października 2010

Latawce

Swego czasu całe dnie spędzałem z latawcem poza domem. Potem troszkę mi się ta potrzeba uspokoiła. Ale mówię tu o latach dziecięcych. Wróciło to jak bumerang na studiach. Mając inne możliwości i materiały można było poszaleć. Efektem zabawy były zgrzewane latawce saneczkowe latające nawet w bezwietrzne dni i latawce bez szkieletów. Pewnego razu uszyłem- to trochę dużo powiedziane- latawiec NASA 1,5 m2. To był dopiero szał. Jak to latało! Istna rewolucja. Latawiec daje się sterować, mocno ciągnie i aby nie było zbyt kolorowo bez przerwy się plącze. Po kilku wykonanych NASA i zmiane maszyny do szycia efekty były takie:



Pierwsza moja NASA nad morzem. Latawiec 1,5 m2.


NASA 2,0 m2

NASA 3,5m2



NASA 4m2

Istny potwór. NASA 6m2. Poleciała tylko raz. Strasznie ciągnie. Z tego względu projekt został porzucony. :)


Łódka- moczydupka- sailboat

Pierwsza własnoręcznie wykonana skorupa. Na dodatek pływa- a raczej pływała. Chwale się nią nie bez powodu. Wbrew obiegowej opinii zrobienie własnej łódki nie jest takie skomplikowane ani drogie. Daje natomiast ogromna ilość frajdy. Projekt wykonałem sam wzorując się na projektach znalezionych w internecie. Piękna ta skorupa z wyglądu jest czymś pomiędzy Optymistem a trumną :).

Koszt jest w zasadzie znikomy całość na rok 2007 ok 400 zł.
Narzędzia niezbędne do jej wykonania: wkrętarka, nożyk do tapet, wyrzynarka ( najtańsza badziewna z Castoramy), młotek.

Materiały:
2x arkusz sklejki 6mm liściastej wodoodpornej
6x listwa sosnowa 2x2x300 cm
odpadowe kawałki desek ( ja brałem z Europalet)
plandeka
klej wodoodporny
paski montażowe
lakier wodoodporny
wkręty nierdzewne
szałowa farba olejna
mata szklana i żywica
coś na maszt
trochę chęci i czasu

W pełnej krasie:

 Widać łączenie elementów za pomocą pasków zaciskowych. Ona już tam zostaną po obcięciu wąsów.


Wszystkie krawędzie oklejamy żywicą i matą szklaną. Można je potem przeszpachlować. Ja tego nie zrobiłem ale i tak pływała. Zależało mi głównie na czasie. 


 Tu już w pokoju złożona w całość. Maszt jest wyciągany. Bom zrobiony z karnisza. Żagiel z plandeki okryciowej. Wnętrze jeszcze przed drugim malowaniem.


Łódeczka na wodzie. Pod żaglem. Wnioski: długość 2,5m żagiel 2 m2. Łódka pływa wolno i odnoszę wrażenie że jestem za ciężki do niej ale dziecku bym nie dał :). Innymi słowy fajna zabawa. Pływałem na niej przez dwa lata zanim oddałem ekipie robiącej posadzki u mnie w domu.

Mała szopka z płyt OSB bez cięcia

Poniżej przedstawiam opis szopy, którą wybudowałem na potrzeby zaplecza na czas budowy.  Projektując ją założyłem, że ze względu na...